Soke Takeuchi Toshimichi

Soke Takeuchi Toshimichi - Bujutsukan Soke Takeuchi Toshimichi

  Toshimichi Takeuchi (ur. się 23 lutego 1945 – zm. 14 czerwca 2007r.) urodził się w rodzinie o bogatych tradycjach samurajskich. Rodzina młodego Toshimichi w wyniku działań wojennych utraciła cały majątek, a życie w wyniszczonym kraju było bardzo surowe. W tym czasie poznał wszelkie niedostatki, jakie można było spotkać w powojennym kraju. Głód i zimno było nieodzownym, codziennym doświadczeniem. Nie miał łatwego dzieciństwa, ten czas nauczył go znosić niedostatki i wszelkie utrudnienia. Nauczył się różnych zachowań, aby radzić sobie z głodem i zimnem. Wykształcił w sobie dużą odporność, a zarazem wytrzymałości na trudności, jakie napotykał na swojej drodze życia.

  Od najmłodszych lat tradycje i sekrety rodzinne, w tym umiejętności walki ken-jutsu zgłębiał pod okiem ojca Matsaburo TAKEUCHI oraz poznawał tajemnice zgłębione przez dziadka Gondo TAKEUCHI. Do nauki rodzinnych tradycji Toshimichi został przekonany przez ojca. Od początku uczony był podstaw (kamae) z kataną oraz z kodachi jak również technik jujutsu. Ważnym wydarzeniem w życiu młodego Takeuchi było to, że pewnego dnia ojciec zaproponował dla syna cukierki za pierwszy trening i za kolejne treningi. Po roku sielanka została przerwana, któregoś dnia Toshimichi odmówił pójścia na trening z powodu braku cukierków. Jednak ojciec powiedział, że teraz będzie ćwiczył bez dodatkowych motywacji, bez względu na to czy chce czy nie. To był ciężki czas dla młodego chłopca, który przed każdym treningiem musiał odpierać ataki wykonywane bokenem przez ojca. Brak obrony powodował siniak, następnie kolejny siniak. Ciało Toshimichi posiadało liczne barwy skóry, tak trwało do momentu, aż wykrzyczał, że będzie trenował. Po pewnym czasie ojciec wprowadził go w następne kanony rodzinnych sekretów jakimi było szkolenie heiho i kyu-jutsu. Ćwiczenie kyu-jutsu było prowadzone tylko teoretycznie przy użyciu paru listewek bambusa, z których to ojciec wykonał prowizoryczny łuk. Łuk Japoński Yumi (prawdziwy) w tamtych czasach był nieosiągalny dla rodziny Toshimichiego. Tak naprawdę w tym okresie większość rodzin w kraju straciła sporą część swojej rodzinnej spuścizny. Wśród nich znalazła się też rodzina Takeuchi Toshimichi.

  Toshimichi w tym okresie był uczniem z dużym zapałem do treningów i przekazywanej wiedzy przez ojca Matsaburo. Często przebywał z ojcem nad brzegiem morza słuchając opowieści o sztukach walki, jakie były w jego rodzinie. Tam właśnie poznawał pierwsze zasady heiho, wówczas nie wiedział, że wszystkiego czego doświadcza dotyczy jego rodziny. Któregoś dnia postanowił, że pójdzie nad morze, kiedy cała rodzina jeszcze spała. Kiedy dotarł nad brzeg morza usiadł w pozycji seiza, nie myśląc samoistnie zaczynał medytować, przed oczami miał wschodzące słońce świecące mu prosto w twarz. Właśnie wtedy jako mały chłopiec złożył przysięgę, po jej zakończeniu wykonał ukłon w przód (ni rej). Przysięga dotyczyła jego przyszłości, z którą wcześniej się nie zgadzał, iż zostanie wielkim mistrzem ken-jutsu. Jako nastolatek od ojca otrzymuje wiadomość, że w ich rodzinie nigdy nie istniała oficjalna szkoła bu-jutsu, ale przez wieki ukrywano istnienie rodzinnego stylu, a tym samym poufnego przekazu. Od wieków tradycja się nie zmieniała, a najbardziej uzdolnieni w rodzinie otrzymywali propozycję treningów sztuk walki. Każdy z wybrańców musiał wyrazić zgodę na szkolenie w rodzinnym stylu. To oznaczało, że w życiu wybrańców wszystko się zmieniło, a oni rozpoczęli poważne szkolenie i treningi. Kolejne kilka lat Toshimichiego to treningi, ale już z pełną świadomością i pojmowaniem sytuacji w jakiej się znalazł. Życie ojca przebiegło zbyt szybko. Zmarł, gdy Toshimichi był jeszcze w wieku młodzieńczym.

  W historii powojennych przemian rodzina Takeuchi utraciła majątek, a sam Matsusaburo stracił ochotę na dalsze życie, dopadały go wątpliwości i zwątpienie. Był czas, że tygodniami nie odzywał się do nikogo. Siedząc przez cały ten czas wykonywał specyficzny ruch ręką, który wprawiał w ruch wąsa, a pomimo tego nigdy nie zapominał o swojej katanie. Nauki, jakich udzielał ojciec dla Takeuchi w tym czasie były gorliwie. Jednak przychodził taki moment w życiu ojca, że zakazywał synowi zajmowania się bezsensownymi treningami i szkoleniem w tak odmienionym świecie. Taki przebieg spraw dotyczących jego życia spowodował, że Toshimichi całe swoje życie stawiał sobie pytania: „czym jest ken-jutsu dziś?", „jaki może być kształt współczesnego bushido?". Cały swój czas poświęcił na pracę nad zachowaniem tradycyjnego ducha oraz pracę nad formą fundamentu bu-jutsu. W swoich dociekaniach uważał, że wiele technik oraz tradycyjnych starych form straciło sens i nie ma potrzeby ich kultywować w dzisiejszym świecie. Na swej drodze spotykał ludzi rozczarowanych, a czasami ludzi, którzy wręcz oczekiwali od niego przestrzegania tradycyjnego formalizmu.

  W czasie treningów często powtarzał „Kto ma dobry, mocny fundament może wszystko". A zarazem bardzo rygorystycznie przestrzegał ceremonii jak i dokładności w ćwiczeniu, a w nich solidnych podstaw oraz istoty treningu. Należy tu podkreślić, że w czasach samurajów edukacja i szkolenie kończyły się w wieku młodzieńczym i tak się stało z Toshimichi. W takim czasie właśnie opuścił go ojciec, jego śmierć spowodowała, że Toshimichi musiał już sam kontynuować samodzielnie naukę korzystając ze zdobytego doświadczenia oraz notatek ojca i dziadka Gondo. W tym czasie z zapałem trenował również karate i miał w tej dziedzinie osiągnięcia, największym z nich było zdobycie mistrzostwa Osaki w kategorii juniorów.

  Wyjazd do Europy spowodował odwiedzenie takich państw jak Niemcy. W poszukiwaniu ostoi powrócił do Japonii. Po krótkim czasie udał się do Portugali, po czym powrócił do Niemiec, w tym czasie odwiedził Polskę (tylko weekend) po czym ponownie Niemcy i wrócił do Japonii. Wszystkie jego pobyty pozostawiają za sobą ślady nauczania i przekazywanie swych umiejętności w stylu karate i ju-jutsu. Tylko nielicznych i wybranych naucza ken-jutsu. Po raz ostatni postanowił opuścić Japonię, ale tym razem pragnie zająć się biznesem, a nie sztukami walki. Postanawia przyjechać do Polski, zwłaszcza do Krakowa, który wywarł na nim duże wrażenie. W czasie wolnym nie zaprzestaje swoich treningów to nie uchodzi uwagi ludzi przyjaznych dla Toshimichi. Wzrasta zainteresowanie nie biznesem, który chciał otworzyć, a drogą którą podążał w sztukach walki, zwłaszcza ken-jutsu walka mieczem „katana”,. Postanawia, że skoro spotyka ludzi pragnących szczerze uczyć się sztuk walki, to będzie kontynuował drogę jaką mu zaszczepił jego ojciec. Można powiedzieć, że w tym czasie odrodził się na nowo podążając drogą przodków. Ma nadzieję, że jest to słuszna decyzja. Pierwsze dwa lata szkolenia obejmują nieliczną grupę i mają charakter treningów nieformalnych, w tym czasie są to spotkania bardziej towarzyskie. Przez cały czas Takeuchi Toshimichi myśli jeszcze o biznesie, jednak kolejny rok w Polsce pokazuje, że warto pójść dalej, że nie jest to błędna decyzja. W tym momencie zaczyna budować pierwsze podwaliny szkoły w oparciu o rodzinne tradycje.

  Jeszcze za życia Soke Takeuchi Toshimichi mawiał, że spotkanie z Krzysztofem Jankowiakiem, było ważnym wydarzeniem w jego życiu. Stwierdził, że doświadczenie Jankowiaka jako instruktora w wielu sztukach walki i organizatora Seminariów i Festiwali Sztuk Walki, przyczyniły się do rozpowszechnienia nauk Soke Takeuchi Toshimichi w Polsce. Sam Toshimichi z wielką radością uczestniczył we wszystkich tych seminariach i festiwalach, które organizowane były w Namysłowie. I tak doszło do nauczania ludzi szczerze zainteresowanych ken jutsu, ju jutsu, kyu jutsu. Te wydarzenia spowodowały ujawnienie tego czego nauczył go ojciec i to co przekazał mu dziadek.

  Założył Szkołę Japońską na gruncie Polskim i rozpoczął przekazywanie stylu jego rodziny. Jest pierwszym Japończykiem, który zamieszkał w Polsce i otworzył własną szkołę z tradycjami rodzinnymi, a zarazem nauczał nas Polaków kultury swojego kraju. Wówczas postanowił przyjąć tytuł Soke należący mu się niejako podwójnie: jako spadkobiercy stylu i jako oryginalnemu mistrzowi. Perfekcyjnie i ze swobodą posługiwał się kataną. Uczył technik kodachi, nito (w tym nikodachi). Prowadził treningi technik walki realnej, a także technik efektownych, „pokazowych" i takich których celem jest ćwiczenie dokładności lub sprawności. Ale jak zawsze mówił „trening samuraja musi być kompletny" to znaczy musi obejmować nie tylko walkę mieczem, ale także jujitsu i kyujutsu, to są „wymagania minimalne". W swoim życiu poprzez obraną drogę znajdował sens w budo, która to tworzyła swoisty przekaz drogi życia, a zwłaszcza pielęgnowanie osobowości. Często podkreślał, że „ken jutsu ma jeden cel, zabić’, jednak częściej nauczał drogi pokoju.

  Ostatnie dwa lata życia choroba spowodowała spustoszenie w jego organizmie. Miał świadomość, że śmierć jest tuż za nim. Dlatego postanowił uporządkować swoją wiedzę. Wiele cennego czasu poświęcił nauczając swoich uczni i przekazując im możliwie jak najwięcej wiedzy. W tym samym czasie bardzo ciężko pracuje nad koncepcją szkoły, którą chce pozostawić w Europie, w Polsce. Na trzy dni przed śmiercią podpisuje oficjalne dokumenty dotyczące przekazania szkoły i stylu. W ten sposób zapewnia ciągłość tradycji i przetrwanie nazwiska jego rodziny i przodków, a zarazem pozostawia przekaz funkcjonowania Szkoły. Zgodnie z obietnicą, miesiąc przed śmiercią przyjeżdża po raz ostatni na festiwal jego imienia w Namysłowie. W czasie trwania festiwalu nabiera wiele sił, które pozwalają mu poprowadzić zajęcia w ken jutsu. Po raz ostatni drogą egzaminów nadaje stopnie mistrzowskie. Jest przekonany, że teraz może więcej. Jednak 10 dni później wraca do szpitala z bardzo złym stanem zdrowia. Wiele lat wcześniej w czasie rozmowy z Krzysztofem Jankowiakiem powiedział; „do ciebie zawsze przyjadę, choćbym był bardzo chory„. W tym dniu jego słowa brzmiały dziwnie, ale dziś można powiedzieć, że dotrzymał danego słowa. Takeuchi dla podkreślenia, że jest to ważne co chce powiedzieć mówił: „słuchaj Jankowiak to jest poważne”, te słowa świadczyły, że będzie o nich zawsze pamiętał.

  Zmarł poza swoim krajem w Krakowie, ale to w Polsce chciał dożyć sędziwego życia. Leżąc w szpitalu ostatnią jego świadomą czynnością było zademonstrowanie technik kodachi, a zarazem była to ostatnia godzina w życiu Soke Takeuchi Toshimichi. Można tu przytoczyć cytat z Hagakure s.64 „życie ludzkie trwa zaledwie chwilę, trzeba mieć siłę, żeby żyć robiąc to, co najbardziej lubimy”. Całe swoje życie podporządkował sztukom walki, ciągle doskonalił swoje techniki i swoje ciało, dzięki czemu wzmacniał swojego ducha. Samotność była jego wielką siłą w dążeniu do wyznaczonego celu. Był poza swoją ojczyzną, jako mistrz ciągle samotny, w swoje życie wprowadzał nieustannie dyscyplinę, która prowadziła do doskonalenia wiedzy jaką otrzymał od przodków.

Opracował; Krzysztof Jankowiak